piątek, 6 maja 2011

Puste zlewki, zlewki puste.

Bo normalnie to się robi podsumowanie, nowe cele się wybiera, bo będę wyrzucać śmieci w soboty a w czwartki się móżdżyć. Ale normalnie to nienormalnym się można zrobić wtedy, istna wszak huba.  Zostałam zmuszona wewnętrznym klepaniem po płacie czołowym chyba, nie wiem, tak mi się obiło o czoło. Ambitny cel prysł, codzienność wróciła. Właśnie nie wiem, czemu w piątki wracam do domu taka przybita. Znaczy wiem, ale kij mu w oko. Dzida w oczodół, paczcie jakie to się zrobiło katastrofalne.

Ciekawe czy ta plastikowa kartka to jest wgl ekologiczna i zdatna do wtórnego przetworzenia. A potem z dowodu robią legitymację rencisty chyba, dodają barwnika z pączków i jest zielona. Jaki to człowiek głupi. Boli mnie pustość niektórych. A jak są za pełniści to jest jeszcze bardziej szkoda.

I się dorasta do myśli, że trzeba kogoś puścić wolno. Żeby się nie męczył już i nie trzymał kurczowo na ludzkim włosie, który ileś tam sram może uciągnąć więcej. Czy to o mrówkach było, już nie wiem. Puszcza się go ze smutkiem. On nawet o tym nie wie w zasadzie. I czas tak wolno płynie...

Patrzysz, a tu wrócił, zanim na dobre człowieka zdążyło się puścić. Przyszedł znów, zanim przywykłaś do jego nieobecności. Wypada się chyba tylko cieszyć. I  z tej radości znów stać się dzieckiem. Taki psikus. Ale to fajne :)

Dobra tam, że niby miało być pusto, pełno to nawet nie wyszło. Ale co tam, posłuchajcie sobie. Miało być oryginalnie, zaskakująco, śmiesznie. Ale po co, po prostu jest tak, jak jest, kiedy jest blisko. Swojsko, zwyczajnie, tak po prostu bądź...











Takkk. Wszaaaakkk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz